photo 1_zpsf71e6e78.png photo 2_zpsa04d1f5f.png photo 3_zps76d47384.png

sobota, 27 kwietnia 2013

kapcie w piekarni

Nie wiem czy kiedyś pisałam, ale chleb zaczęłam piec w domu po tym, kiedy kilkakrotnie zostałam poczęstowana domowym pieczywem przygotowanym przez mamę przyjaciela. Ostatnio przywiózł mi także podstawową mąkę chlebową prosto z młyna - 5kg w białym worku. Jest to jedna z najczęściej używanych mąk w mojej kuchni, bo jest dobra nie tylko do chleba, ale także do pizzy, bułek czy innego, jasnego pieczywa. Ostatnio, jeśli nie mam czasu przygotować chleba robię ciabattę - płaskie, podłużne, włoskie chlebki, których nazwa podobno oznacza "kapeć". Są dobre do kanapek, a ja czasem lubię świeżo upieczony kawałek maczany w oliwie. 


Składniki na dwa bochenki:
-2-3dag świeżych drożdży
-2 szklanki mąki pszennej typ 650 i wyżej
-łyżka oliwy z oliwek
-2 łyżki ciepłego mleka
-szklanka ciepłej wody
-łyżeczka soli

Drożdże kruszymy i rozpuszczamy w ciepłym mleku, pozostawiamy na 5-10 minut, żeby zaczęły pracować. Mąkę wsypujemy do miski, dodajemy oliwę, sól oraz zaczyn i wodę. Zagniatamy ciasto przez 5-10 minut - powinno być raczej luźne, więc w zależności od potrzeby można skorygować ilość mąki czy wody. Odstawiamy do ciepłego miejsca na 1,5-2h. Następnie wyjmujemy ciasto, dzielimy na dwie części, formujemy podłużne bochenki. Musicie uważać, bo ciasto się jeszcze trochę "rozleje", więc nie formujcie ich zbyt płaskich ;)
Odstawiamy do wyrośnięcia na 20 minut, piekarnik rozgrzewamy do 220 stopni i pieczemy przez 25-30 minut. 


***
Weekend! A potem dwa dni i znowu wolne :) Lubię maj, bo na uczelni mamy sporo wolnego z powodu majówki i imprez studenckich.
Wczoraj w końcu udało mi się odwiedzić fryzjera i skrócić włosy. Lubię moje długie loki, ale jednak na wiosnę czy lato bardziej odpowiada mi długość tuż za ramiona. Co prawda L. stwierdził, że nie widzi różnicy, ale ja tak i już ją odczuwam. Planowaliśmy też wyjście na rower, ale L. dostał pilny telefon z pracy...i tyle było ze sprawdzania nowego siodełka oraz opon. Dzisiaj jedziemy do Małej K. i może po powrocie uda się wyskoczyć na szybką, rowerową rundkę?
W niedzielę obiad rodzinny z dziadkami L., a potem to już trzeba zacząć się pakować na wyjazd!

środa, 24 kwietnia 2013

sernik na spodzie z oreo

Postanowiłam przygotować dwa serniki na Wielkanoc. Na jeden z nich pomysł miałam od razu, jednak nad drugim musiałam się zastanowić. Stwierdziłam, że nie będę mocno kombinować z przepisem, w końcu na Boże Narodzenie upiekłam sernik idealny, potrzebuję tylko pomysłu na dodatki do niego. Polewa czekoladowa to naprawdę jedno z najlepszych wykończeń sernika. Skoro już jego góra miała być ciemna, to spód też może być. Zamiast herbatników pokruszyłam oreo, a wszyscy z ciekawością się pytali: "Ale ten spód to nie jest spalony?".




Składniki na tortownicę 26cm:
-200g oreo
-10dag masła
-1,4kg twarogu - u mnie kg trzykrotnie mielonego półtłustego + 0,4kg tłustego do zmielenia
-6 jajek
-1 i 1/3 szklanki cukru
-opakowanie cukru waniliowego
-3 czubate łyżki mąki
-mały jogurt
-1,5 tabliczki czekolady
-50ml kremówki

Piekarnik rozgrzewamy do 190 st. C. Oreo kruszymy i mieszamy z roztopionym masłem. Wykładamy formę i podpiekamy 8-10 minut w piekarniku. Wyjmujemy blachę i zwiększamy temperaturę do 250 stopni.
Ser ucieramy z cukrami, kolejno dodajemy jajka i miksujemy. Dodajemy mąkę, a na koniec jogurt - tu już wystarczy po prostu wymieszać. Wylewamy na spód z ciasteczek, przykrywamy folią aluminiową i pieczemy przez 12-15 minut w 250, następnie ściągamy folię, zmniejszamy temperaturę do 150 i pieczemy kolejne 45-60 minut (zależnie od tego czy wolicie bardziej dopieczony czy nieco mniej). Oblewamy polewą, studzimy i wstawiamy na noc do lodówki, żeby stężał i nieco osiadł. 

***
Kolejny tydzień mija i JUŻ znowu środa. Jutro trzeba zacząć ustalać szczegóły majówkowego wyjazdu, bo został tylko tydzień. Jestem pewna, że weekend minie szybko, bo ostatnio Mała K. miała czwarte urodziny i prawdopodobnie wybierzemy się z L. w odwiedziny, żeby pójść na lody, plac zabaw i trochę się sobą nacieszyć. Drogi jest ponad godzinę, więc chcemy spędzić na miejscu jak najwięcej czasu. A potem poniedziałek, wtorek, który spędzę w pracy, na pakowaniu oraz pieczeniu tortu na roczek i jedziemy :) 

niedziela, 21 kwietnia 2013

słoneczne śniadaniowe love

Mniej więcej rok temu postanowiłam założyć mojego śniadaniowca. Nie wytrwałam długo, bo około pół roku, ale moja rezygnacja wiązała się z wieloma różnymi czynnikami. Dzięki temu doświadczeniu poznałam kilka świetnych osób, a przede wszystkim zmieniłam mój stosunek do śniadań. Na co dzień wciąż brakuje czasu na coś wymyślnego (wolę pospać 20 minut dłużej), więc zazwyczaj sięgam po jajka, wędzone ryby, domową wędlinę i warzywa. W weekendy staramy się z L. poświęcić dłuższą chwilę na nasze śniadania. Nawet jeśli znów jest to jajecznica oraz kanapka z sałatą, pomidorem i indykiem to przygotowujemy je wspólnie, na spokojnie, śmiejąc się i rozmawiając. Siadamy razem przy herbacie i pałaszujemy, chwaląc wzajemnie części, które każde z nas przygotowało. 
W zeszły weekend, ciesząc się słońcem, zaproponowałam słoneczne placki śniadaniowe. Dzień wcześniej podczas zakupów skusiłam się na wczesne truskawki, które stały się idealnym dodatkiem do tego wiosennego śniadania. 
Placuszki są na twarogu sernikowym, dzięki temu są lekkie, miękkie i wilgotne. A sos pomarańczowy to nic innego, jak sos od Crepes Suzette.



Składniki na 2 porcje: 
-ok 200g twarogu sernikowego
-2 jajka
-ok 1,5 szklanki mąki
-szklanka mleka 
-łyżeczka proszku do pieczenia
-pół opakowania cukru waniliowego

-sok i skórka z jednej dużej pomarańczy
-4-5 łyżek cukru
-3dag masła

Zaczynamy od sosu - sok, skórkę, cukier i masło umieszczamy w rondelku i gotujemy przez ok 15 minut aż sos zgęstnieje. Staramy się jak najczęściej mieszać.
Z pierwszej części składników przygotowujemy ciasto na placuszki. Najpierw wsypałam całą szklankę mąki, a następnie dosypywałam jeszcze trochę do uzyskania odpowiedniej konsystencji - ciasto powinno być jak gęsta śmietana, żeby na patelni się nie rozpływało, ale dawało rozprowadzać łyżką.
Rozgrzewamy patelnię teflonową i na niedużym ogniu smażymy placuszki. Odwracamy je, kiedy brzegi będą ścięte, a większość bąbelków na powierzchni popęka.
Ja nakładałam 2 pełne łyżki ciasta jako jeden placek.
Placki układamy na talerzu, dodajemy truskawki i polewamy dość obficie sosem pomarańczowym.



***
Ostatnio nawet nie czuję jak szybko mija czas. Pstryk i znowu weekend. W tygodniu uczelnia, praca, treningi i tak cały czas ;) Piątkowe popołudnie i wieczór miałam tylko dla siebie, bo L. pojechał na konferencję do Krakowa. W sobotę rano zakupy z mamą i dzień na odpoczynek. Dzisiaj kościół, rodzinny obiad i może rower, jeśli dopisze pogoda?

czwartek, 18 kwietnia 2013

zdjęcia mówią o mnie

1. Codziennie widzę (przez okno)


2. Ubranie, w którym mieszkam


3. Ulubiona pora dnia - trening i chwila na kawę




4. Coś nowego - zielono mi, czyli talerzyki 
i serwetki na wyprzedaży + Croppowa koszulka,
która mnie urzekła




5. Tęsknię za


6. Piosenka, która chodzi mi po głowie 


7. Nagłówek mojego tygodnia


8. Najlepszy moment tygodnia
niedzielne, wspólne śniadanie :)


9. Jako dziecko chciałam być


10. Nie rozstaję się z


11. Na mojej liście marzeń jest


12. Moja miłość od pierwszego wejrzenia
(a w zasadzie zjazdu)




13. Coś, co robię cały czas - uśmiecham się!


14. Zdjęcie tygodnia 
(czy tylko ja widzę ten uśmiech?)


15. Ulubione słowo, wyrażenie
(od czego zaczynam dzień w pracy?)




16. Najlepszy moment roku


17. Ktoś, kto zawsze potrafi mnie uszczęśliwić - L.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

moje comfort food

Comfort food w najprostszym wyjaśnieniu to jedzenie, które potrafi wprowadzić nas w dobry nastrój i nie jest trudne w przygotowaniu. Czasem może się wiązać z dobrymi wspomnieniami, a dla większości osób są to klasyczne, domowe potrawy. Moje comfort food zazwyczaj są jednogarnkowcami, które same się robią - pyszne, proste i nie muszę się napracować. A każdy, kto spędza cały dzień poza domem lubi zjeść dobry obiad, który sam się zrobi.
Miałam to szczęście, że trafiłam w sklepie na młode ziemniaki, które wystarczy tylko poskrobać lub porządnie wyczyścić i odpada nam obieranie.







Składniki na 2 porcje:
-duża pierś z kurczaka
-ok 70dag ziemniaków
-dwa ogórki zielone (lub jeden duuuuży)
-sól, pieprz, słodka papryka, świeże zioła

Oczyszczone lub obrane ziemniaki kroimy w łódeczki lub dużą kostkę. Mięso kroimy w kostkę podobnych rozmiarów. Wszystko wrzucamy do naczynia żaroodpornego, dolewamy 30-40ml wody, posypujemy przyprawami, przykrywamy folią i wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 200 stopni na ok 30 - 40 minut (aż ziemniaki zrobią się miękkie).
Ogórki trzemy na tarce, dodajemy nieco jogurtu i doprawiamy do smaku.

***
Słoneczny weekend za nami, spędzony bardzo spokojnie. L. sporo czasu spędził przygotowując się do konferencji, na którą jedzie w najbliższy weekend i gdzie będzie mówcą. A ja zaczęłam nadrabiać książki, lista "do przeczytania" jest naprawdę długa :) Kilka chwil spędziłam także w kuchni i przyszykowałam dwa nowe przepisy, które pojawią się niebawem. Niestety mój organizm lubi wykręcać mi numery i musieliśmy odłożyć plany rozpoczęcia sezonu rowerowego na później. Nie wiem czy damy radę się wyrwać w tygodniu, bo praktycznie codziennie szykują się powroty do domu po 17, więc chyba trzeba będzie czekać do kolejnego weekendu i powrotu L. - a wcześniej domowe treningi i czwartkowa zumba :)
Udanego tygodnia!

piątek, 12 kwietnia 2013

sernik cytrynowy

Jeśli lubisz serniki - musisz go spróbować. Jeśli lubisz lemon curd - tym bardziej. Od dłuższego czasu o nim myślałam i stwierdziłam, że będzie idealny na tegoroczną Wielkanoc. Lemon curd przygotowałam tydzień wcześniej. W Wielką Sobotę wystarczyło przygotować podwójną ilość masy serowej, dodać kilka indywidualnych dodatków, a po ostudzeniu nałożyć krem cytrynowy. Pycha!


Składniki na blachę 22cm:
-80dag sera (najlepiej 60 półtłustego trzykrotnie mielonego + reszta tłusty twaróg do zmielenia w domu)
-opakowanie mascarpone
-3 jajka
-3/4 szklanki drobnego cukru
-skórka otarta z 2 cytryn
-2 czubate łyżki mąki (jedna pszenna, druga ziemniaczana)
-lemon curd z tego przepisu

Ser ucieramy na niskich obrotach miksera z mascarpone i cukrem przez 3-5 minut. Następnie dodajemy po kolei jajka, mąkę oraz skórkę z cytryny. Nie miksujemy za długo, bo nie chcemy go napowietrzać za bardzo (żeby nie siadł później). 
Piekarnik rozgrzewamy do 160 stopni. Blachę wykładamy papierem do pieczenia, przelewamy masę i pieczemy godzinę. 
Sernik studzimy, a po wystudzeniu nakładamy na górę lemon curd (zużyłam prawie cały z podlinkowanego przepisu). Brzegi udekorowałam kandyzowaną skórką z cytronu. 

***
Już prawie koniec tygodnia! Jeszcze tylko 8 godzin w pracy i weekend :) Ten tydzień był już znacznie lepszy, ale to zasługa skończonego projektu w weekend. Po raz kolejny się przekonuję, że jak ma się sporo zajęć to na wszystko znajdzie się czas. Oprócz obowiązków mam czas na codzienne ćwiczenia, do harmonogramu dodałam ponownie zumbę w czwartki wieczorem, w domu jest porządek, na spokojnie planuję i przygotowuję posiłki na kolejny dzień (akurat na gotowanie na "świeżo" trochę czasu brakuje), a wieczorami siadam z książką, bądź czytnikiem, w ręku.

wtorek, 9 kwietnia 2013

wiosenne ciasteczka z masą orzechową

Nie dogadałam się z mamą i wyobraziłam sobie, że masa mazurkowa z kremówki, cukru i orzechów to takie domowe toffi z kawałkami orzechów, a że na naszym stole miały stanąć już mazurki z kajmakiem to stwierdziłam - zrobię kiedy indziej. Jednak po drugiej rozmowie okazało się, że to wcale nie chodzi o zabawę z karmelem, a o pyszną masę orzechową, która często ląduje na dziadkowych mazurkach. Nie miałam już kiedy piec kolejnego świątecznego ciasta (i w zasadzie nie miałam też już po co, było ich wystarczająco dużo), ale obiecałam mamie, że wymyślę coś z masą na kolejny weekend. A cóż może być lepszego niż kruche ciasteczka? I w końcu postanowiłam wykorzystać moje duże, motylkowe foremki.


Składniki na kilkanaście ciastek:
-1,5 szklanki mąki
-15-18dag zimnego masła
-4 łyżki cukru pudru do ciasta (masa jest słodka!)
-łyżka śmietany

-150g zmielonych orzechów
-1/3 - 1/2 szklanki cukru pudru
-ok 100ml kremówki
-5dag masła

Z mąki, masła, cukru pudru i śmietany zagniatamy gładkie ciasto i wstawiamy je do lodówki na pół godziny.
Do garnuszka wsypujemy orzechy, dosypujemy cukier i dolewamy kremówkę. Wszystko mieszamy, powinniśmy uzyskać papkę średniej gęstości. Podgrzewamy, dodajemy masło i gotujemy aż do rozpuszczenia się masła. Następnie chłodzimy.
Ciasto rozwałkowujemy na ok 5-6mm, wycinamy ciasteczka i pieczemy ok 12 minut w 200 stopniach. Po ostygnięciu nakładamy masę orzechową.
























sobota, 6 kwietnia 2013

rewelacyjny schab suszony w ziołach

Są takie przepisy, które zaczynają się pojawiać nieśmiało na pojedynczych blogach, żeby w końcu opanować i wzbudzić zachwyt w całej blogosferze. Tak też jest z tym schabem.
Przepis podpatrzyłam u Deli, a potem pojawiał się coraz częściej. Dość długo się wahałam, bo jak to tak - surowe mięso trzymać przez prawie 2 tygodnie? I to się ma nie zepsuć? Jednak stwierdziłam, że zrobię na Wielkanoc i w niedzielny poranek byłam bardzo mile zaskoczona. Pięknie pachnie, dobrze smakuje i co najważniejsze - jest to domowa wędlina. Nie udało mi się tylko przekonać L. do spróbowania, bo on surowego mięsa nie tknie. Jego strata ;)



Składniki:
-pół kg schabu (stwierdziłam, że za pierwszym razem zrobię z niedużej porcji mięsa, gdyby się miało zepsuć)
-2 łyżki soli
-1/2 łyżeczki świeżo zmielonego pieprzu
-1/2 łyżki tymianku
-łyżka majeranku
-łyżeczka cukru
-kilka kulek ziela angielskiego
-2 liście laurowe
-3 ząbki czosnku
-czysta pończoszka

Zioła ucieramy w moździerzu. Dodajemy resztę przypraw oraz czosnek przeciśnięty przez praskę, wszystko mieszamy. Oczyszczony, umyty i osuszony schab nacieramy przygotowaną mieszanką, wkładamy do naczynia z pokrywką (u mnie była to szklana miska przykryta talerzykiem) i wstawiamy do lodówki na 5 dni. Co najmniej raz dziennie sprawdzamy mięso i jeśli zacznie puszczać soki to odlewamy je. Ja dla bezpieczeństwa wyjmowałam mięso, myłam i osuszałam miskę i wkładałam z powrotem.
Po pięciu dniach zawijamy mięso w czystą pończochę czy podkolanówkę i wieszamy w ciepłym, stosunkowo przewiewnym miejscu. U mnie była to rura przy kaloryferze. Bałam się, że z mięsa coś może jeszcze kapać, więc podstawiłam talerzyk, ale okazał się zbędny. Trzymamy tak nasz schab przez 7 dni. Po tygodniu wyjmujemy schab z podkolanówki i możemy zajadać ;)


***
Ufff...to był naprawdę męczący tydzień, a ja wciąż nie mogę jeszcze spokojnie usiąść i odpocząć. Wychodzę z domu koło 8, wracam koło 17, a potem siadam i spędzam 3-4h nad projektem. Dobrze, że do pracy i z pracy na uczelnię mam 15 minut i niewiele czasu tracę na przemieszczanie się po mieście ;) 
Dzisiaj czeka mnie kończenie projektu i zaległe sprawozdania, na szczęście sprzątanie i zakupy zostały załatwione w tygodniu. Mam nadzieję, że z kolejnymi tygodniami będzie tylko lepiej ;) Przynajmniej nie mam poczucia, że marnuję czas (dobra, mam przy robieniu tego projektu).
Udanego weekendu Wam życzę!

środa, 3 kwietnia 2013

banana cream & lemon curd

Potrzebowałam szybkiego deseru dla kilku osób. W takich chwilach często sięgam po przepisy, które jestem w stanie upiec w określonej ilości np. 10 muffinek albo 6 tartaletek. Chwilę wcześniej przygotowałam lemon curd, który stał się "kropką nad i". Nad kremem też długo się nie musiałam zastanawiać, bo już od pewnego czasu chodziły za mną bananowe smaki. 


Składniki na 6 tartaletek:
-200g mąki
-100g masła
-3 łyżki cukru pudru
-łyżka śmietany 
-szczypta soli
-duży banan
-3 łyżki mascarpone

Mąkę przesiewamy na stolnicę lub blat. Dodajemy cukier, sól, śmietanę oraz zimne, posiekane w kostkę masło. Wszystko zagniatamy dość szybko na gładkie ciasto. Wstawiamy je na pół godziny do lodówki. 
Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni. Foremki wykładamy ciastem, nakłuwamy i pieczemy do złotego koloru 15-20 minut.
Banana i mascarpone umieszczamy w misie blendera i blendujemy na gładką masę. Wylewamy ją na ostudzone tartaletki, a na górę łyżka lemon curdu (bądź więcej, jeśli macie ochotę). Do kremu bananowego możecie dodać także trochę cukru, jeśli wolicie bardziej słodkie.


***
Wielkanoc minęła w tym roku dość spokojnie. W niedzielę śniadanie u rodziców, obiad (przepyszna kaczka i szare kluski) u mojego dziadka, a potem deser w postaci tony ciast u dziadków. Poniedziałek był dla mnie mało świąteczny, bo pół dnia spędziłam nad realizacją projektu, który mamy przesłać do niedzieli, ale już prawie skończyłam moją część ;) Potem tylko będę musiała dopilnować, żeby pozostałe osoby dosłały mi swoje i gotowe. 
Najbardziej szalona w te święta była pogoda, jednak chyba każdy tego doświadczył. Bardzo ładna zima przyszła. Szkoda, że jej nie było w grudniu. 
Wczoraj i dzisiaj cały dzień w firmie na praktykach, a od jutra praktyka + uczelnia. Najbliższy czas będzie bardzo zapracowany, ale muszę dać radę ;) Swoją drogą to trzymajcie kciuki, bo jeszcze nie złożyłam podania u mnie na wydziale, żeby móc te praktyki robić...